literature

Zycia nie da sie przewidziec II

Deviation Actions

TheNordics's avatar
By
Published:
1.3K Views

Literature Text

      Niespokojnie szamotał się w łóżku zaś na czole, szyi, nieco na torsie rosił się lodowaty pot, niczym przy febrze. Mięśnie były niemiłosiernie spięte. Zbladł mamrocząc coś niezrozumiale jakby majaczył w wysokiej gorączce. Z trudem łapał płytki, chrapliwy oddech. Gwałtownie zerwał się do siadu z szeroko otwartymi, niezdrowo błyszczącymi oczyma. Usta zasłaniał jeszcze chwilę dłonią powstrzymując niedoszły krzyk. Nerwowo jak i łapczywie nabierał powietrza do płuc, wręcz się nim zachłystując. Drżał cały, a ból spiętych mięśni dawał teraz o sobie znać. Czuł jakby serce chciało połamać mu żebra, rozerwać skórę by znaleźć dogodne i szybkie wyjście na świat. Chwilę tak trwał pozwalając świadomości upewnić się, że to tylko kolejny, okropny sen. Przeczesał wilgotne, śnieżnobiałe włosy dłonią, zaczesując je przy okazji do tyłu. Dreszcze przeszywały go całego, dochodząc niemal do kości, najbardziej dokuczliwe znajdowały się na jego grzbiecie, wzdłuż kręgosłupa. Przetarł dłonią zmęczoną twarz, starając się uspokoić, choć nie należało to do prostych zadań. Wstał jednak i podpierając się o ścianę tudzież meble przeszedł do kuchni. Od razu znalazł tabletki na uspokojenie, których swoją drogą, kończył się zapas. Napełnił kubek zimną wodą, połknął je szybko i duszkiem wypił zawartość naczynia.
- Cztery lata… Minęły cztery lata, a niewiele się zmieniło… - wymamrotał pod nosem, opierając się ciężko o blat.
      Leki działały nawet szybko,  były mocne i dały mu możliwość poczuć tępy ból rozluźniających się mięśni oraz mdłości powodowanych odchodzącymi nerwami. Spojrzał na zegarek, przysłaniający mu lewy nadgarstek, mocno wytężając przy tym wzrok. Druga w nocy, wypadałoby jeszcze pospać przed ciężkim dniem by przypadkiem nie paść na twarz w robocie. Westchnął ciężko rozpoczynając drogę powrotną do sypialni, czując jak coś pałęta mu się pod nogami, niemal nie wywracając się przez to.
- Cholera, nie masz lepszych zajęć? – spytał nieco zirytowany, patrząc wilkiem na białego kociaka o rudych uszach i łapkach, który, mrucząc, ocierał się o jego nogę. Wziął małą przybłędę na ręce i razem z nią wrócił do pokoju. Położył go na jego posłaniu samemu idąc do łóżka. Nie zdążył ułożyć się dobrze gdy dobiegły go wysokie nuty miauczenia. Maluch ciągnął za prześcieradło, chcąc wdrapać się wyżej.
- Ty też przeciw mnie? – przewrócił się na drugi bok by pomóc malcowi wspiąć się na łóżko. Wtedy kociak zadowolony i dumny przespacerował po pościeli i mrucząc ułożył się wygodnie by po chwili wrócić wraz z właścicielem do krainy Morfeusza.
                                          ***
      Poranne słońce bezczelnie przedzierało się przez zasłony koloru ziaren kawy. Promienie słoneczne na nowo poznawały skromny pokój w szczególności za cel obierając sobie twarz młodego chłopaka, który gwałtownym i poirytowanym ruchem nakrył się beżową pierzyną. Wyciągnął jedynie rękę i na nocnej szafce odnalazł telefon. Sprawdził godzinę, niebawem ósma, miał jeszcze trochę czasu do wcześniej ustawionego budzika. Wiedza, że wstał przed zaplanowaną godziną tylko bardziej go rozdrażniła. Ułożył się wygodnie na nowo odkrywając, pozwalając ciepłemu słońcu ogrzewać swoje plecy i poświęcił się słodkiemu lenistwu. Można było sobie na niego nieco pozwolić. Powiedzcie, który uczeń, czy to student, czy to dzieciak z podstawówki  nie lubi wakacji? Chwila oddechu, choć dla Romano znaczyło to początek pracy dorywczej, trzeba  było nieco przyoszczędzić. O dziesiątej ma się zgłosić w salonie tatuażu by poznać szczegóły nowego zajęcia. Niezbyt miła perspektywa, ale konieczna. Ważne, że on igły tykać nie będzie.
      Brunet był niemal u celu, cieszyła go myśl, że zaraz wejdzie do chłodnego pomieszczenia. Mimo, że do południa jeszcze trochę czasu to w stolicy Włoch już, wręcz czysty żar lał się z nieba. Niby to norma, dla miejscowych, do której szło się przyzwyczaić, jednak był on męczący, nawet dla lubiących upały. Miejscowi w większości chowali się w domach, klimatyzowanych kawiarniach lub przy fontannach, czekając na wieczór kiedy to zaczyna się prawdziwe życie, a włoski gwar wypełniał ulice, place i podwórza i nie cichł do rana. Turyści jednak robili tłok o każdej porze dnia i cieszyli się wyśmienitą pogodą.
      Romano wszedł do sporego salonu, w którym z tego co zdążył zauważyć, nie tylko, według niego, szpeci się ludzi jakimiś rysunkami. Poszedł na tyły by spotkać się z właścicielem. Mężczyzna był wyjątkowo blady i wysoki jak na południowca. Posiadał  niebieskie oczy, na jednej tęczówce, miał piwną plamkę, ciemne, brązowe włosy i nieco infantylny uśmiech. Fabiano wstał zaraz znad dokumentów i podszedł do niższego Włocha.
- Buongiorno – powiedział dość niskim głosem- Pracowałeś kiedyś w podobnym miejscu? –od razu przeszedł do konkretów.
- Buongiorno. –odparł bez większego entuzjazmu – I nie, jakoś nie miałem okazji i chęci do tego typu miejsc.
- A tam. Każdy to mówi, a teraz są niezawodni. –zaśmiał się cicho, ale i życzliwie- Będziesz pomagał Nadii w papierkowej robocie, terminy itd. Szybko się wdrożysz. Dziś jednak nasze słońce ma wychodne, więc może niech wszystko wytłumaczy ci…-tu zrobił pauzę na krótki pomyślunek po czym mocno uderzył otwartą dłonią o udo i wyjrzał na salę. –Weilschmidt jest teraz wolny?
- Wyszedł na papierosa, zaraz przyjdzie. –powiedział jakiś chłopak tatuujący właśnie czarnego kruka na ramieniu młodej kobiety.
- Niech się pośpieszy i zaraz przyjdzie. – powiedział zaraz zamykając drzwi.
      Romano nieco się zmieszał. Weilschmidt, pewnie pochodzi z miejsca zapomnianego przez Boga powszechnie znanego pod nazwą Niemcy. Włoch przestąpił z nogi na nogę czekając na to spotkanie jak na skazanie.
- Czego znowu ode mnie, Fabiano, chcesz? – do niewielkiego gabinetu wszedł wysoki, szczupły Niemiec. No, na pewno zwracał na siebie uwagę na ulicy. Blady, włosy jak śnieg, a oczy jak krew, którymi przeszywał każdego na wskroś. Ciemne cienie pod oczyma i malujące się na twarzy zmęczenie, zdaniem Romano, dodatkowo mu ujmowały.
- Już się nie wściekaj, wygrałeś tajne głosowanie. Wdrożysz w fach tego tu nowego kolegę i przez pierwsze dni odpowiadasz za niego.
- Kolejne utrapienie. – Niemiec przewrócił oczyma.
- Nie tylko tobie, Niemcu to nie odpowiada. –warknął cicho najniższy z towarzystwa.
- Nikt ci tu do roboty iść nie kazał. –albinos uśmiechnął się do niego pobłażliwie.
- Na pewno się polubicie. –skwitował Fabiano z uśmiechem- A teraz do pracy .
- Jak pies z kotem… -wymamrotał pod nosem Romano, wychodząc za Niemcem z gabinetu.
- By poszło szybko i sprawnie, masz słuchać uważnie, dwa razy nie będę powtarzać. W twoim interesie jest nadążyć, rozumiesz? Jak ci tam w ogóle było? – Niemiec spojrzał na niego pytająco.
- Zrozumiałem – burknął- A co cię to?
- Miły początek. – machnął na to ręką.
      Myśl, że będą musieli się niemal codziennie widywać, wprawiała Włocha w białą gorączkę. Jaki z tego Niemca nieprzyjemny typ. No, Gilbert wszystko mu tłumaczył. Gdzie co jest, przedstawił resztę personelu. Romano starał się to spamiętać, byle by potem nie prosić tego Niemca o pomoc czy o cokolwiek go pytać.
- Skoro nie lubisz takich rzeczy, czemu wybrałeś prace w takim miejscu? – spytał od niechcenia Niemiec.
- Tu mnie przyjęto, poza tym nie było za dużego wyboru. –burknął- A ty co? Będziesz teraz miłego udawał? –sparodiował uśmiech.
- Jestem ciekawski i tyle. –wzruszył ramionami.
- Pytanie za pytanie. A ty co tu robisz?
      Niemiec spojrzał na niego jakby samemu szukając odpowiedzi na niby proste pytanie.
- Uściśnij pytanie. – odparł po chwili.
- Co ogólnie tu robisz, geniuszu. –powiedział z ironią- Okropnie naciągasz niemieckim. Długo tu być nie możesz.
- Powiedzmy, że…-zrobił nieznaczną pauzę by dobrać odpowiednie słowa- musiałem zacząć życie od nowa. A czemu padło na to miejsce, nie wiem.
- Ale konkrety. –przewrócił uwagi.
- A prosiłeś o nie? Ktoś mi nakazał się zwierzać? – uniósł w ironicznym geście brew.
- Dobra, już nieważne. – powiedział nieco zirytowany. – A czemu tu pracujesz?
- Zawsze miałem dryg do rzeczy manualnych, rysowania, malowania, a teraz „znaczę ludzi”, jak to niedawno zgrabnie ująłeś. Mi to odpowiada.
      I na tym, ta jakże miła wymiana zdań się zakończyła. Słońce leniwie acz nieubłaganie zaczynało chować się za nieboskłonem, tworząc widok niby ze snu. Kamienice, zabytki, wymieszane z nowymi budynkami, wspomnienia przeszłości, wraz z oddechem nowości, łączące się razem, nadające temu miejscu urok skąpane w ciepłych wciąż promieniach słonecznych. Na niebie zmieszały się pomarańcz, czerwień, żółć i nieśpiesznie nadchodzący ze wschodu błękit oraz granat. Życie na nowo zaczynało gościć na ulicach kawiarnie zaczynały swą działalność, zabawy miały swój początek. Temperatura niemal się nie zmieniła, po całym dniu teraz budynki oddawały ciepło, zapewniając  dalszą część gorącu. Salon za to na dziś kończył swą działalność. Personel w większości kierował się by dołączyć do jednej z zabaw, propozycję otrzymał i Romano.
- A Niemiec idzie? –odparł pytaniem na pytanie.
- Nigdy nie chciał, więc już nawet pytać przestaliśmy. Ciągle gdzieś sam łazi. –machnął ręką, chłopak, który to wcześniej tatuował kobiecie plecy.
- No to chwilę mogę poświęcić. –powiedział niby to od niechcenia.
      Zabawa nieco się przedłużyła, więc Włoch później do domu dotarł, zdarza się. Praca następnego dnia za miło nie było. Był zmęczony, a nerwy przy szukaniu wszystkiego nie poprawiały samopoczucia. Szczerze nie sądził, że tak dużo osób będzie się przez to miejsce przewijać i, że tyle trwa zrobienie nawet małego tatuażu…I, że tyle ludzi przychodzi z pretensjami, bo albo nie przemyśleli decyzji i nie chcieli się do tego przyznać, lub nie dbali tak jak powinni i obwiniali, że rzekomo podczas roboty się pomylili. Koszmar. Zaskakiwało go też, że Niemiec ma wciąż pełne ręce roboty, musiał być dobry w tym co robi…
                                           ***
      Tydzień upłynął szybko, nie było tak źle jak się spodziewał. Ludzie tu pracujący w tym miejscu też nie byli zwyrodnialcami jak to jest w stereotypach. Dziwne jednak zdawało mu się to, że Niemiec trzyma się tak na uboczu, zdawał się, że lubi być w centrum uwagi. Jakby chciał odepchnąć od siebie cały świat, choć Włoch miał przeczucie, że też chciał by ktoś jednak się odważył podejść… Może warto spróbować?
- Masz trochę czasu? – zaczął bez zainteresowania Włoch gdy Gilbert siedział przy stole szkicując zamówiony wzór.
- Zależy na co. –mruknął zamyślony- Myślałem, że się do mnie nie chcesz odzywać.
- Dziś jest wyjątek. –burknął niewzruszony- To jak?
- A powiesz wreszcie jak się nazywasz? –zerknął na niego- Bo jeszcze mi nie powiedziałeś.- uśmiechnął się nieznacznie rozbawiony.
- Romano Vargas.-przewrócił oczami- Tak ciężko zapamiętać…-spojrzał na Niemca próbując sobie przypomnieć jak to on się nazywa,
- I ty mnie pouczasz? –spojrzał na niego ironicznie- Gilbert Weilschmidt, nie ciężko zapamiętać.
- Chciałem być miły.- warknął- Rzadko mi się to zdarza, powinieneś docenić.
- Niezbyt ci to wychodzi –zaśmiał się dość sztucznie- Nie oszukuj siebie i innych, będzie lepiej. Nie umiem docenić…Chyba niczego nie umiem docenić.
- To najwyższy czas się, cholerny szwabie, nauczyć. –warknął.
- Obiecuję zapamiętać i coś z tym zrobić. –wstał- Dzięki.
      Mijając Włocha potargał mu nieco włosy i poszedł po potrzebne przybory. Romano poirytowany poprawił włosy. ”Co za człowiek! Tylko udusić, otruć, cokolwiek!” Powrót do monotonii dnia codziennego, w końcu co nadzwyczajnego może się zdarzyć?
"Życia nie da się przewidzieć"
No i mamy drugą część^^ Wiem, że ostatnio mnie mało, ale mam średni nastrój. Mam nadzieję, że jednak się komuś spodoba <3
Dedykacja dla pani :iconmyworldisarainbow:
© 2014 - 2024 TheNordics
Comments8
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Keji002's avatar
Podoba mi się B) nawet bardzo, chyba ani razu nie spotkałam się (albo nie chciałam się spotkać) z tą parką i jestem mile zaskoczona :) *transfer weny, wyobraź go sobie*