literature

APH: Mowilem, ze sie spotkamy...

Deviation Actions

TheNordics's avatar
By
Published:
690 Views

Literature Text

Fin o skórze niczym przebiśniegi leżał przykryty beżową pierzyną. Jego oddech był płytki i nieregularny. Jego sine wargi lekko drżały, podkrążone zamglone fioletowe niczym świeże kwiaty bzu oczy patrzyły teraz na osobę siedzącą obok. Owa osoba patrzyła na niego zza szkieł okularów i wyżymała teraz ręcznik z chłodnej wody. Położył go na czole chorego, by choć trochę zniżyć temperaturę jego ciała, która dochodziła niemal do śmiertelnej. Pogłaskał go potem delikatnie po włosach koloru pszenicy. Oboje siedzieli w ciszy wiedząc, że w tej chwili z chorego uciekają ostatnie iskry życia, że nic nie można poradzić. To najbardziej irytowało właściciela błękitnych niczym zimowe niebo oczu. Ta bezczynność i niemoc. Wtem dostrzegł malujący się z trudem niewielki uśmiech na twarzy Fina. Lekkim skinięciem głowy, niby w niemej prośbie pokazał, by Berwald przysunął się do niego, pochylił się nad nim. Szwed wysłuchał prośby. Poczuł na swym policzku niewielki podmuch powietrza wydychanego przez Tino. Umierający przełknął z lekkim trudem ślinę i powiedział cicho, drżącym, zachrypniętym, słabym głosem.
-Nie martw się… Spotkamy się i to już niedługo... -rzekł często przerywając by łapczywie złapać jeszcze trochę powietrza. -Zobaczysz...
Z trudnością uniósł swą dłoń opuszkami palców pocierając o policzek Szweda. Ten przytrzymał jego rękę by nie zsunęła się z jego policzka. Przyglądał się temu nikłemu uśmiechowi, chciał go sobie zapisać w pamięci, by nigdy już o nim nie zapomnieć. Nagle Fin rzucił się lekko chcąc dostarczyć swemu organizmowi jeszcze odrobinę tlenu. Ten jednak był już dla niego nieuchwytny. Jego oczy otworzyły się szerzej, po czym powoli zamknęły. Ciało dopadły ostatnie skurcze mięśni, po czym stało się bezwładne. Serce zaprzestało swej pracy, ręka opadła z policzka Szweda na pościel. Nie mógł jej po prostu utrzymać. Niebieskooki zamknął oczy i zmarszczył brwi. Oparł delikatnie głowę o klatkę piersiową zmarłego. Bolesna strata. Otworzył nieznacznie oczy. Zaszły one szybko mgłą, ale nawet najmniejsza łza nie spłynęła po jego policzku mocząc przy tym jasną i ciepłą jeszcze pościel.
-Obyś miał rację... Oby spotkanie nadeszło szybko... -powiedział do niego, jakby mając nadzieję, że Fin jeszcze usłyszy jego głos.

Ciało złożone zostało w trumnie obłożonej białym suknem. Zakremowano je, by wyglądało jakby tylko spał. Wyglądał teraz niczym porcelanowa lalka, tak droga, ekskluzywna i niedostępna w tych czasach. Włosy ułożyli mu pięknie, ubrali odświętnie na ostatnią uroczystość jaką odbędzie w swym życiu, a raczej po jego końcu. Trumnę przykryli szklanym wiekiem by każdy mógł jeszcze raz spojrzeć w jego spokojną twarz, na której kąciki ust dalej wygięte były nieco ku górze. Ułożyli go w niewielkiej kapliczce na jednym z starych cmentarzy. Chłód zimy, czarne ogołocone drzewa wznosiły się ku zachmurzonemu niebu. Gruba warstwa nieskazitelnie białego śniegu przykrywała niemal wszystko, dając okrycie dawno zapomnianym grobom. Tylko ten niewielki, srebrny budynek się wyróżniał. Tam spoczywali wszyscy bliscy Fina. Dołączył do nich, skoda, że jednak zrobił to przedwcześnie. Berwald ostatni raz spojrzał na niego, a jego palce okryte białymi rękawiczkami przejechały po nieziemsko gładkiej tafli szkła. Na jego twarzy nie było widać najmniejszych uczuć, jakby był odporny na tą stratę. Jednak to tylko pozory. Jego dusza łkała, pytała czemu to tak się skończyło, serce zostało rozbite było na setki kawałków i nigdy już nie zbierze się w jedno. Nie mógł jednak tego okazać. To nie uchodzi, nie jemu.
-Niedługo znów cię odwiedzę -powiedział cicho po czym okrył swą głowę kapturem ciemno niebieskiego płaszcza. Zdjął go przed kapliczką na znak szacunku.
Wyszedł, zamykając za sobą drzwi do krypty, następnie powolnym krokiem skierował się w kierunku bramy cmentarza. Kto mógł przypuszczać, że to tak szybko się skończy. Życie ludzkie jest za kruche, o wiele za kruche, tak łatwo się go wyzbyć. Tak łatwo oddać je posępnemu żniwiarzowi, w czarnym płaszczu, kostusze, która tylko czyha na okazję by zawitać u cudzych drzwi. Nieproszona, czasem niespodziewana, jednak zawsze przychodziła i nigdy nie wychodziła sama. Zawsze w towarzystwie kogoś nam bliskiego.
Minął dzień, może tydzień. Zupełnie to Szweda nie obchodziło. Robił wszystko automatycznie, nie myśląc w ogóle. Wykonywał swe obowiązki bez pomyślunku. Nie potrzebował go teraz, przyzwyczajenie robiło swoje. Jego twarz zbladła, oczy stały się tak jakby puste, a ich spojrzenie niemal zamrażało tych, którym było dane w nie teraz spojrzeć. Fiolet szpecił skórę pod jego oczami, a oddech był brany bardziej z przymusu. Był on oddechem bezwarunkowym, który to tylko trzymał go przy życiu. Nie chciał sam się zabijać, nawet po takiej stracie. Gardził samobójcami. Tchórze, którzy zostawiają wszystko, bliskich w rozpaczy, problemy spadające na kogoś innego. Oni byli nic nie warci. Jak więc, nawet po tak bolesnej stracie zrobić coś wbrew sobie? To było nie do pomyślenia.

Kolejny dzień, kolejna noc mijały. Nic w nich ciekawego, nic nowego, nic co by mogło wywołać choćby najmniejszą zmianę w wyrazie twarzy Szweda. Któregoś wieczoru, siedząc w niewielkiej biblioteczce w swym domu usłyszał pukanie do drzwi swego domu. Podniósł wzrok znad książki, po czym chwytając świecznik w swą rękę skierował się w stronę hałasu. Otworzył drzwi wpuszczając do średniej wielkości domu mroźne, zimowe powietrze. Niewielki płomień świeczek zgasł pod wpływem niewielkiego podmuchu. Palce Berwalda zacisnęły się mocniej na metalu świecznika, a oczy otworzyły się szerzej. Nie mógł wykrztusić z siebie słowa, nie mógł uwierzyć kto przed nim stoi. Kto przybył do niego o tak późnej porze.
-Mówiłem, że niedługo się spotkamy -powiedział uśmiechając się do niego.
Stał przed nim nie kto inny jak jego martwy kochanek. Ubrany w białą tunikę opasaną ciemnym pasem. Srebrna nić zdobiła końce rękawów i niewielki dekolt, który przycięty był na końcu i również srebrną wstążką ponownie złączono dwie części. Ciemne spodnie, chroniące nogi przed zimnem na bokach z fińskimi zdobieniami stworzonymi z białych, złotych, brązowych oraz srebrnych nici. Do tego wysokie, skórzane, czarne buty na niewielkim obcasie. Strój w jakim spoczął w trumnie, w jakim ostatni raz widział go Szwed. Na twarzy Fina widniał lekki uśmiech, wciąż był równie blady, a jego oczy były jakby bez blasku, ale może to z powodu ciemności tak się wydawało. Odsłonił swe przypominające perły zęby. Berwald patrzył na niego nie wiedząc co u niego przeważa, radość z ponownego spotkania, czy raczej przerażenie. W końcu on nie żył, sam był przy jego śmierci, widział go niemal codziennie, w jego trumnie. Cofnął się nieco, a z jego silnego niegdyś uchwytu wypadł świecznik upadając z niewielkim hukiem na drewnianą podłogę. Nie mógł oderwać od niego oczu. ”Jak to możliwe!?” To pytanie błądziło po jego umyśle. Wtem Fin podszedł do niego i położył jedną ze swych chłodnych dłoni na policzku. Spojrzał na niego troskliwie.
-Mitä tapahtui? Boisz się mnie? -spytał dalej uśmiechając się do niego.
Nie otrzymał na owe pytania odpowiedzi. Jedynie jego ręka został odepchnięta. Szwed mocno złapał go za nadgarstek i niemal przeszywając go wzrokiem spytał:
-Hur är detta möjligt?- spytał chłodno mimo, iż wszystko w nim teraz mieszało się, nie mogło znaleźć jakiegoś powodu. Był teraz przerażony, zdziwiony i zadowolony zarazem. Jednak żadne uczucie poza nie ukazywało się na jego obliczu.
Fin zamrugał parokrotnie szybko oczami po czym przymrużył je nieco i ponownie uśmiechnął się do niego tajemniczo.
-En tiedä. -powiedział spokojnie -Też jestem tego ciekaw, jednak co to za różnica? Chyba dobrze, że wróciłem -spojrzał w stronę drzwi. -Może je zamkniemy, niedługo chłód tego domu dorówna dworowi.
Berwald milczał przez chwilę dalej kurczowo trzymając jego nadgarstek. Następnie puścił go, dalej obserwując. Fin zamknął owe drzwi tamując dopływ zimnego powietrza. Niewielkie, jedyne światło wydobywające się z kominka w pokoju sypialnianego rozrywało ciemność. Rozległ się cichy chichot, Szwed zwrócił się ku niemu. Fin szedł w kierunku światła. Po krótkim namyśle Szwed ruszył za nim. Usiedli w pobliżu kominka, dopiero teraz do Berwalda dotarło jak bardzo doskwierał mu chłód, po tak długim staniu przy drzwiach. Spojrzał ponownie na Fina. Pytania nie dawały mu spokoju, a uczucia mieszające się w nim zaczynały doprowadzać go do bólu głowy i niewielkiej irytacji. Fioletowe oczy spotkały się z jego chłodnym wzrokiem.
-Co cie trapi? -zaczął Fin -Nie znam odpowiedzi na pytanie skąd tu się wziąłem.
-A nie wydaję ci się to dziwne. W ogóle się tym nie przejmujesz.
-Bo nie mam czym. Może po prostu Bóg dał mi drugą szansę, a może sam diabeł zrobił ze mnie pustą powłokę, która będzie się kołatać po tym padole. Tylko Ojciec zna odpowiedź na nasze pytania, nie bądźmy bezwstydni i nie pytajmy. Cieszmy się z tego, że teraz tu jesteśmy, razem.
Berwald przeniósł swój wzrok na wesoło tańczące w palenisku płomienie. W czasach gdzie religia znaczyła więcej nawet od króla, od państwa, czy rodziny jakże owe wytłumaczenie miało by go nie przekonać. Ciągle odczuwał wątpliwości, ciągle niczym szepty słyszał w uszach swe niewypowiedziane pytania.
-Możliwe, że masz rację -powiedział, a w jego głosie dało się słyszeć nutę ukojenia.
-Po prostu o tym nie myślmy. Nie my od tego jesteśmy -uśmiechnął się do niego delikatnie i oparł głowę o ramię Szweda.
Całą noc w taki sposób przesiedzieli. Rozmawiali jakby nigdy nie doszło między nimi do rozstania, jakby żadna tragedia nigdy nie miała miejsca. Słodki głos Fina uspokajał nadwyrężone i skołatane nerwy Szweda. Z przyjemnością go słuchał, dorzucając co jakiś czas drewna do paleniska. Tak miło, ale jednak musiał się to skończyć.
-Muszę iść -powiedział nieco smutno Tino.
-Varför? -spojrzał an niego pytająco Może nie było tego widać, ale odczuł zawód słysząc owe słowa.
-Jutro znów przyjdę, wyczekuj mnie -spojrzał na niego czule po czym złożył pocałunek na lewej skroni Szweda. -Obiecuję, że przyjdę -wstał.
Szwed również dźwignął się z podłogi i razem w ciszy udali się w stronę drzwi. Fin otworzył je po czym spojrzał jeszcze raz na niego. Berwald pogłaskał go delikatnie po głowie schodząc następnie na jego policzek. Był zimny, niczym lód mimo, iż całą noc spędzili przed ciepłymi, niemal gorącymi płomieniami. Fin uśmiechnął się do niego delikatnie, przez chwilę przytrzymując jego dłoń na swym policzku po czym zsunął jego rękę ze swej skóry.
-Do zobaczenia -powiedział po czym ruszył przed siebie. Jego ciało zaczęło znikać w mgle, oświetlanej jeszcze przez blask księżyca.
Szwed przyglądał się temu i nie mógł się zdecydować ,czy to była jawa czy sen. Czy w tej chwili odwiedziła go mara czy prawdziwe ciało. Mógł go dotknąć, więc nie było to widmo, ale skoro teraz tak łatwo zniknął czy na pewno był to prawdziwy Tino?
Berwald szybko założył na siebie swój gruby płaszcz, okrył szyję szalikiem, a głowę kapturem. Wyszedł z domu i wciąż pod osłoną nocy udał się na cmentarz, na którym spoczywał jego ukochany. Wszedł do krypty, spojrzał na tafle szkła. Fin dalej się za nią znajdował, jednak jego policzki zdawały się być nieco inne, nie kremowe, jak wcześniej, tylko lekko różowe, niczym niebo przed wschodem słońca. A może to tylko się jemu zdawało.
-Będę czekał -powiedział po chwili i wyszedł.
Dzień zdawał się Szwedowi dłużyć. Chciał przekonać się czy tylko mu się to przyśniło, czy może naprawdę wczoraj odwiedził go jego luby. Cały czas wspomnienia z wczoraj nie mogły go opuścić, pytania nasiliły się, jednak prysły niczym sen gdy nastał wieczór. Stał właśnie przy oknie, wpatrując się w widok za nim. Piękny wieczór, bez wiatru, bez opadów. Płatki śniegu odbijały nikłe światło księżyca i gwiazd. Wszystko zamilkło. Ciężko było oderwać od tego wzrok. Nagle pojawiła się niewielka mgła, przed oknem zaczęła pojawiać się czyjaś sylwetka. Coraz wyraźniejsza. Czyjaś dłoń oparła się o szybę, a na twarzy postaci pojawił się niewielki uśmiech. Był nią Fin. Mgła zaraz po tym gdy się pojawił opadła. Szwed otworzył okno, Tino wszedł przez nie, po czym zamknął je szybko.
-Mówiłem, że przyjdę -powiedział łagodnie.
Zmartwienia zniknęły, Berwald utwierdził się jedynie, że nie mógł być to tylko sen. Znów byli razem, ponownie zapominali o tym co się stało. Kolejna noc, wolna od trosk, wolna od pytań, które zaatakują z podwójną mocą rankiem. Teraz liczył się tylko ten czas, spędzony razem.
Ponowne rozmowy, siedzenie obok siebie w milczeniu, potrafili zrozumieć się bez słów. Nie były one zawsze potrzebne. Wspomnienia, plany, przypuszczenia. To słyszeli nawzajem ze swych ust. Spijali każde słowo jakby miało to być ich ostatnim, jakby kolejne spotkanie miało nigdy nie nadejść.
Niestety, taka kolej rzeczy, świt był coraz bliżej. Nieubłaganie zmuszał księżyc do zejścia z nieboskłonu dając tym samym miejsce sobie. Fin oznajmił, że musi iść i ucałował Szweda w tym samym miejscu co poprzedniego dnia. Ponownie rozstai się we mgle. Dzień przynosił im tylko oczekiwanie, tylko niepotrzebny stracony czas, dalej od siebie.

Każdej nocy spotykali się, trwało to może miesiąc, może krócej. Za każdym razem tak samo, jednak coś się zmieniało. Skóra Fina z powrotem zaczęła nabierać kolorów, jego oczy odzyskały dawny blask, był odwrotnością Berwalda. Ze Szweda zaczęła jakby uchodzić siła, jego skóra mocno zbladła, nie miał na nic już siły. Leżał w łóżku, resztkami sił łapiąc oddech. Lekarz siedział obok niego, ale nie mógł dopatrzeć się przyczyny. W okolicy zaczęto snuć przypuszczenia, że to kara za jego poprzednie winy, za grzechy. Lekarz westchnął tylko cicho. Dostrzegł niewielki ślad, jakby znamię na jego skroni, może za młodu się jej dorobił. Doktor wstał i oznajmił, że jutro przyjdzie jeszcze z wizytą, w myślach dopowiadając sobie, że ta noc będzie znacząca. Jeśli ją przeżyje, wtedy wyjdzie z tego, ale jeśli nie...
-Ostatnio to ty siedziałeś obok mnie i się o mnie troszczyłeś -Fin położył chłodny ręcznik na jego czole. -Role się odwróciły -pogłaskał go po głowie
-Tak... -powiedział cicho Berwald.
Nie miał siły, by samemu powiedzieć chociażby jeszcze jedno słowo, ale wytężał wszystkie siły, by tylko wychwycić każde słowo wypowiedziane przez Fina. Czuł, jakby to łagodziło jego ból. Ponownie zbliżał się wschód. Fin pochylił się lekko nad Szwedem i szepnął mu do ucha.
-Dziękuję, za to co robiłeś... - pocałował jego lewą skroń, jak to miał robić za każdym razem gdy się żegnali, miejsce, w którym widniał dziwny ślad -I za to co mi dałeś.
W tejże chwili ze Szweda uleciała resztka życia, zginął bez bólu, bez męczarni. Po prostu zasnął, zasnął snem wiecznym z którego już nikt go nie wybudzi. Fin wyszedł z jego domu ponownie ginąc we mgle.
Tego ranka grabarz wraz z paroma pomocnikami przybyli na cmentarz, mieli przygotować nowy grób, dla młodego chłopaka, który zginą we śnie. Przyczyna zgonu nieznana. Nagle usłyszeli czyjś stłumiony krzyk i ciche uderzenia. Nieco przerażeni szybko zwrócili swe oczy ku miejscu, skąd dochodził owy dźwięk. Podeszli do niewielkiej szarej kapliczki. Ktoś był w środku. Jeden z odważniejszych podszedł i szybkim ruchem otworzył drzwi. Za nimi stał niewysoki chłopak, ubrany w odświętny stój. Uśmiechał się do nich delikatnie odsłaniając zęby.
-Czemu zamknęliście mnie tu, mimo że żyłem? -spytał, a wtedy z kącika jego ust spłynęła jedna kropelka krwi.
Prawdziwy tytuł to "Mówiłem, że się spotkamy", jednak te polskie znaki w tytułach...
No to tak. SuFin oparty na jednej z legend szwedzkich. Nie opowiem jej tu, bo pozbawia was radości (chyba goryczy) czytania tego.
Zamówienie owej pani :iconkot-kapral: Mam nadzieję, że przypadnie panience do gustu i, że wywiązałam się z warunku by z Fina nie robić nieśmiałą, strachliwą panienkę.
To chyba wszystko
...
NIE WSZYSTKO!!!
Niemal zapomniałam o tłumaczeniu zwrotów obcojęzycznych.

Mitä tapahtui? - Co się stało? (fiń.)
Hur är detta möjligt? - Jak to jest możliwe? (szw.)
En tiedä – Nie wiem .(fiń.)
Varför? -Dlaczego? (szw.)

Chyba ni pomyliłam się w tłumaczeniu, jednak jeśli ktoś owe języki zna i wie, że popełniłam błąd, niech to natychmiast do mnie zgłosi. Nie lubię wprowadzać ludzi w błąd.
© 2013 - 2024 TheNordics
Comments30
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
aka-kuro-ame's avatar
Najpierw patrzę "Fin" i myślę "O, super. Będzie SuFinek. Kocham SuFinki" Czytam dalej i musiałam się hiperwentylować, bo nie mogę zacząć ryczeć jak bóbr w środku nocy, kiedy wszyscy śpią.
Znalazłam kilka literówek (albo może jedną), ale teraz nie powiem gdzie, jestem zbyt roztrzęsiona. A mnie naprawę trudno wyprowadzić z równowagi, zwłaszcza w dniu, w którym wszystko mnie cieszy. Ale chwała Ci za to. Warto było przeczytać. Głównie dlatego, że SuFin, a Fin nie jest "pipą grochową". Nie pytaj o to określenie, używa go czasem moja babcia.
Boże, jak ja kocham wszystko co nadnaturalne (chyba widać po "Lecie"), a to coś, czym był Fin oficjalnie zostało jednym z moich ulubionych nadnaturalnych cosi. Mogę prosić o linka do legendy, albo chociaż tytuł, żeby móc to przeczytać? Mam gdzieś, że pozbawia goryczy, czy czegośtam (choć ja chyba jestem masochistką, bo po przeczytaniu tego odczuwam radość), po prostu MUSZĘ to przeczytać.
Tak na koniec dodam, że coś jednak ten niemiecki (i szczątkowy norweski) mi daje, bo to, co mówił Szwed po szwedzku zrozumiałam bez większego problemu. Z fińskim gorzej, ale to cholerstwo nie jest do niczego podobne.